czwartek, 8 kwietnia 2010

Po spotkaniu z Piotrem Kowalskim

Mam nadzieję, że nie obrazi się kiedy to przeczyta. Ale jedyne co Piotr Kowalski przyniósł ze sobą pospolitego to nazwisko.
Spotkanie z człowiekiem tego pokroju to uczta w klubie. Nie nakarmiliśmy Was tostami ni ciasteczkami, ale śmiem twierdzić, że dostaliście "biesiadną" podróż do niezwykłego Bhutanu. Ośnieżone szczyty, Dzongi, klasztory, buddyjscy "Derwisze" i uśmiechnięte choć smutne twarze dzieci zapadną w pamięć na długo. My już od jakiegoś czasu wiedzieliśmy czego się spodziewać: doskonałe zdjęcia, erudycja, elokwencja, kultura osobista i szacunek sąsiadujący z pokorą dla obcych kultur. Okazało się, że z Piotrem jak z Kanionem Colorado, wszyscy wiedzą, że jest wielki i cudowny ale zawsze w bezpośrednim kontakcie wypada jeszcze lepiej.
Jakiś czas temu dostałem takiego oto maila:
"Witaj, Czy w ramach Klubu byłbyś zainteresowany spotkaniem o Bhutanie.
Spędziłem tam kilka miesięcy, ostatnio jako fotograf współpracujący z
National Geographic - ostatni materiał jest do zobaczenia na mojej stronie childrenofbuddha.com ..."
Moja reakcja była bardziej szablonowa niźli nazwisko Piotra. Ale po chwili utopiłem się w indeksie fotograficznym na jego stronie. Dalszy kontakt musiał zaowocować wizytą Piotra u nas. Mam nadzieję, że nie ostatni raz.
Piotrze, dziękujemy.






sobota, 3 kwietnia 2010

W świątecznym nastroju...

Siedząc na wrocławskim rynku, utopiony w świetle słońca, pośród setek spacerujących ludzi zastanawiam się czego brakuje Warszawie. Ludzi? Atmosfery? Miejsc? Pogody? nie... Warszawie brakuje polotu, swobody, nade wszystko czasu. Warszawa pędzi, goni na złamanie karku. W warszawskiej gwarze brak słów "luz", "spokój", "oddech". Natomiast przeciętny Warszawiak i Warszawianin przez pracodawców, ulice, media epatowany jest hasłami: "pęd", "wyścig", "gonitwa", "nagroda", "wygrana", i królowa słów "SUKCES".
Wędrując po klifach Bandiagara w Mali zagadnąłem przewodnika: "...hej, mamy mało czasu, może by tak szybciej(...)mamy mało czasu...", odrzekł opierając się o najbliższy głaz, patrząc w dal, rzec by można - poza horyzont: "Wy biali macie zegarki, my Afrykańczycy mamy czas...". Oparłem się o ten sam głaz i pomyślałem. "...My Wrocławianie też mamy zegarki, ale znajdujemy więcej czasu niż Warszawiacy..." Warszawski Klub Podróżnik stworzony przez Wrocławiaka, niespiesznie chce gościć tych, którzy w pędzie stołecznych ulic i w zadyszanej gonitwie wskazówek zegara o to, która prędzej dogoni godzinę, znajdą czas na moment zatrzymania się. Stop, gdzie pędzisz... Chyba napiszę to na wejściowych drzwiach...
Tak świątecznie pozwoliłem sobie na tę nutę nostalgii za utraconym spokojnym czasem, który dziś bardziej luksusowym stał się niż RollsRoyce'y :)
Spokojnych świąt :)